Otwarci ludzie zatraceni w dźwiękach salsy, ubrani w kolorowe stroje i szczere – szersze z każdym łykiem mojito – uśmiechy. Ciężki zapach cygar mieszający się ze świeżością oceanu. Do tego dzika przyroda i schowane miedzy palmami plaże… tak wyobrażałam sobie Kubę. Nic więc dziwnego, że właściwie od zawsze ta „gorąca wyspa” była moim podróżniczym marzeniem numer jeden. Aż w końcu… postanowiłam je spełnić. :)
Zanim jednak podzielę się opowieściami ze swojej dwutygodniowej podróży, zebrałam garść praktycznych informacji, o których sama chciałabym wiedzieć przed wyprawą. Jakie dokumenty są niezbędne? Co ze sobą zabrać? Gdzie nocować? Jak się przemieszczać po wyspie? Jeśli akurat rozważacie wyjazd na Kubę lub właśnie pakujecie plecaki – te wskazówki są dla Was!
1. Co ze sobą zabrać?
Okulary przeciwsłoneczne, mleczko do opalania… poza oczywistymi rzeczami, które pakujemy do plecaka, wybierając się do „ciepłych krajów”, przy okazji wyjazdu na Kubę znajdź w bagażu miejsce na:
- coś na robale – koniecznie! Wyposażeni byliśmy w repelenty 50% DEET (a dokładnie spray Mugga, po sztuce na osobę :)), a i tak komary niewiele sobie z tego robiły i nas gryzły (pewnie bez niego byłoby jeszcze gorzej). Wybawieniem okazał się Raid wkładany do kontaktu, dzięki któremu spaliśmy spokojniej bez irytującego bzyczenia przy uszach.
- przejściówkę do kontaktu – w casach zdarzają się i gniazdka europejskie, i amerykańskie. Standardem są jednak amerykańskie, więc jeśli chcesz mieć pewność, że naładujesz telefon lub baterię do aparatu, koniecznie zapakuj do plecaka przejściówkę. Na allegro da się je znaleźć nawet za 3 zł za sztukę. ;)
- coś przeciwdeszczowego – byliśmy na Kubie w listopadzie i podczas dwutygodniowej podróży trafiło nam się klika dni lekkiego deszczu. Nie były to wielkie ulewy, ale dobrze było mieć wiatrówkę, która chroniła przed deszczem.
- coś na głowę – czapka z daszkiem, chusta, kapelusz… kubańskie słońce smaży dużo mocniej i intensywniej, więc jeśli nie chcesz wrócić z wakacji z udarem, pakuj czapkę do walizki!
- apteczkę – wiadomo: przezorny zawsze ubezpieczony. Plastry, leki przeciwbólowe, preparaty przeciwko i po ukąszeniach, woda utleniona (polecam taką w postaci żelu). Dla pań tampony i inne potrzebne środki higieniczne, o które może być trudno. Do tego leki dla alergików (alergie pokarmowe), węgiel lub inne preparaty na wypadek, gdyby nasz organizm nie był zachwycony kubańskim jedzeniem. ;) Próbowaliśmy wielu różnych potraw w przeróżnych miejscach – od przydrożnych budek, przez domy miejscowych, po hotelowe restauracje i zatruliśmy się tylko raz – kiedy przedawkowaliśmy drinki z niepewnego źródła pełne jeszcze bardziej niepewnego lodu. :)
- chusteczki odkażające – Kuba to doskonałe miejsce, by wyleczyć się z fobii czystości! Jestem tego najlepszym przykładem. ;) Przez kilka pierwszych dni przecierałam sztućce, wyparzałam naczynia itd. Później dotarło do mnie, że mija się to z celem i że przepłukana na szybko w tej samej wodzie szklanka to standard i jeśli chcesz się napić – to nie masz wyjścia. ;) …niemniej chusteczki przydają się, gdy chcesz wytrzeć ręce z piasku na plaży, by zrobić sobie przerwę na owocka czy ciasto. ;)
- herbatę i czajnik turystyczny – nie licz na herbatę podaną do śniadania, taki „luksus” spotkał nas chyba tylko raz. Standardowo do dyspozycji były: kawa i sok. Ja – przyzwyczajona do czterech herbat dziennie – uważałam za najlepszą decyzję wrzucenie do plecaka czajnika i możliwość zaparzenia sobie herbaty o dowolnej porze dnia we własnym pokoju. :)
- długie spodnie – lniane lub z innego przewiewnego materiału – przydadzą się szczególnie, jeśli planujesz przejażdżkę konna (Kubańczycy będą namawiać, aż się skusisz! ;)) – ochronią nie tylko przed słońcem, ale też muszkami i komarami.
- komplet dokumentów – to historia na osobny akapit. ;)
Nakrycie głowy, okulary, długie spodnie i… zapach spray`u na owady – obowiązkowa „stylizacja” na konną wyprawę.
2. Jakie dokumenty trzeba mieć?
Czy trzeba mieć przy sobie te wszystkie dokumenty, o których piszą na blogach / w poradnikach? Trzeba! O tym, dlaczego – za chwilę. Na początek lista „niezbędników”:
- paszport – jak podaje MSZ: przy przekraczaniu granicy zalecany jest 3-miesięczny okres ważności paszportu, licząc od planowanej daty wjazdu na Kubę.
- wiza, tzw. Tarjeta de Turista – ważna jest 30 dni, można ją wyrobić w ambasadzie w Warszawie lub przez internet, korzystając z pośredników. My zamawialiśmy tutaj, na wyrobienie wizy czekaliśmy niecały tydzień, zapłaciliśmy 140 zł za osobę + 15 zł za przesyłkę (wszystkich wiz w jednej kopercie ;)).
- bilet powrotny lub umożliwiający kontynuację podróży.
- pieniądze, a dokładnie 100 CUC na każdy dzień pobytu (1 CUC to około 4 złote). Można mieć ze sobą oczywiście równowartość tej kwoty w innej walucie wymienialnej (najwygodniej mieć EURO) lub kartę kredytową VISA. Ja miałam mniej gotówki i powiedziałam, że mój chłopak będzie płacić ;) – przyjęli te wersję. ;)
- ubezpieczenie – daje nie tylko poczucie spokoju, ale brak polisy od następstw nieszczęśliwych wypadków i kosztów leczenia może być powodem odmowy wjazdu na Kubę (dokument trzeba mieć przy kontroli na lotnisku). Co ważne – nie wszystkie firmy mają przedstawicielstwo na Kubie. Czy Twoje ubezpieczenie będzie tam „działać” – możesz sprawdzić tutaj.
- potwierdzenie rezerwacji chociaż jednego noclegu.
- plan podróży – nie jest wymagany, ale pomaga w odpowiedzi na pytania, o których więcej poniżej… ;)
Jak wygląda kontrola po przylocie na Kubie?
Może potrwać minutę i skończyć się na sprawdzeniu paszportu i zrobieniu „pamiątkowej fotki” – tak było w przypadku 4 z 5 osób z mojej kubańskiej ekipy, ale można też „mieć szczęście” i – tak jak ja – trafić na „szczegółową kontrolę”, która wymagać będzie dodatkowej godziny spędzonej na lotnisku i odpowiedzi na dziesiątki pytań…
…ale – od początku. :) Lotnisko w Havanie wygląda jak PRL-owe dworce i zdaje się być obietnicą kubańskiej „podróży w czasie”. Ma swój klimat. I swoje zasady. Po wylądowaniu ustawiasz się w kolejce, podchodzisz do pani w okienku, ta sprawdza paszport, każe popatrzyć do kamery, robi „więzienną” fotkę i przepuszcza do kolejnego stanowiska, gdzie kontrolowany jest bagaż. Proste. Tak przez kontrolę przechodzili wszyscy, aż padło na mnie… pani z okienka zabrała mój paszport i kazała odejść od stanowiska, zapytałam więc, czy coś jest nie tak z dokumentami, na co ona surowym tonem rzuciła tylko, że mam stanąć za linią. Podeszłam więc we wskazane miejsce i z niego znów próbuję spytać, co mam robić / na co czekam? Kolejne pytanie wywołało u pani agresję, wstała i rozkazująco machnęła ręką, rzucając stanowcze: „masz tam stać”.
No to stałam… w końcu to Kuba… w mojej głowie już miałam wizję aresztu za sprzeciwianie się służbie lotniska… a może ktoś podrzucił mi do bagażu narkotyki i zamiast na pięknej plaży wyląduje w kubańskim więzieniu? Wyobraźnia działała. Ale ja sama nie mogłam zdziałać nic, więc… tak sobie stałam za „magiczną linią”. Pięć minut… dziesięć… dwadzieścia… na każdą próbę zadania pytania, pani rzucała w moją stronę spojrzenie, którego surowość od razu zamykała mi usta.
Dopiero po kilkudziesięciu minutach, kiedy całe lotnisko opustoszało, podszedł do mnie (i do jeszcze kilku „szczęśliwców” stojących za liniami przy innych okienkach) pan, który z uśmiechem (powinien nauczyć go pani z okienka ;)) oznajmił, że to „rutynowa kontrola”, że nic się nie stało, tylko po prostu muszą na wyrywki niektórych turystów przepytać… no i pytali. O wszystko: Skąd znam hiszpański? Po co przyjechałam? Gdzie zamierzam przenocować? Co zwiedzić? Ile mam pieniędzy? Gdzie pracuję? Jaki sprzęt przywiozłam ze sobą? Czym będę podróżować? Jakie znam plaże na Kubie?… Taaak… dziesiątki pytań mających udowodnić, że faktycznie jestem podróżnikiem, a nie amerykańskim szpiegiem. ;) I bardzo cieszyłam się podczas tej rozmowy, że mam przy sobie potwierdzenie rezerwacji noclegów (pan chciał zobaczyć minimum jedno), mapki, ubezpieczenie itd., dzięki temu wiedziałam co powiedzieć i miałam dowody na to, co mówiłam. Dlatego – dla własnego komfortu podróży – polecam mieć zestaw dokumentów przy sobie.
Kiedy emocje już opadły i byłam w końcu po drugiej stronie bramek, tak naprawdę cieszyłam się, że z całej naszej ekipy właśnie ja miałam to „szczęście”, bo gdyby np. trafiło na kolegę, który nie miał przy sobie żadnego dokumentu poza paszportem, żadnych dowodów rezerwacji czy planu podróży, to kto wie, jaki byłby finał przesłuchania. ;)
Morał z tej historii: trzymaj w bagażu podręcznym wymagane dokumenty i nie stresuj się, kiedy każą Ci czekać za „magiczną linią”. ;)
3. Czego nie brać?
Dokumenty to konieczność, ale w naszych plecakach znalazło się też sporo rzeczy, które według przeczytanych wcześniej porad, powinniśmy zabrać… a które finalnie okazały się zupełnie niepotrzebne. Z bagażu możesz wyrzucić:
- papier toaletowy – przed wyjazdem słyszeliśmy, że na Kubie to towar o trudnej dostępności i warto zabrać go ze sobą. Obalam ten mit. W każdej casie był papier, mydełko i ręczniki (znajomi korzystali, ja „miłośnik higieny” wolałam mieć swój ;)).
- zapasy wody – braku czystej wody obawiałam się chyba najbardziej. Naczytałam się wcześniej, że na Kubie trudno dostać wodę butelkowaną… i niczym najdroższy skarb oszczędzałam wodę otrzymaną w samolocie. ;) Niepotrzebnie. Woda jest dostępna w każdym sklepie – kosztuje około 1,5 CUC za 1,5 l*. Uwaga! Zawsze korzystaliśmy z wody mineralnej albo przegotowanej. Na początku nawet w knajpkach pytaliśmy, czy lód w drinkach jest z wody mineralnej, ale po kilku dniach już odpuściliśmy… i raz przypłaciliśmy to prawdziwie „kubańską rewolucją”. ;)
- zapasy jedzenia – przekonana, że „nic tam nie ma”, spakowałam do plecaka kabanosy, torbę batoników musli i innych produktów, które mogą przetrwać w słońcu, i które pomogą przetrwać mi, gdy głód zajrzy w oczy. Nie zajrzy. Zamiast wozić na drugi koniec świata własne przekąski, lepiej spróbować kolorowych i świeżych owoców z miejscowych targowisk. :) Na Kubie przemysł turystyczny kwitnie. Jest co i gdzie jeść – masa knajpek, restauracji, ale też „przydrożnego jedzenia” – ceny bardzo zróżnicowane – można zjeść pizzę w budce za złotówkę albo obiad w restauracji w centrum za stówę. Jeśli znudzą Ci się ryby i owoce morza, bez problemu znajdziesz w menu spaghetti czy filety z kurczaka.
- gadżety – spotkaliśmy się z opiniami, że miejscowi bardzo cieszą się z notesików, długopisów itd. Zapakowaliśmy trochę takich gadżetów i… nie mieliśmy komu tego dać. Kuba to kraj kontrastów – dzieci biegają bez butów, ale za to ze smartfonami w rękach… trudno ocenić, czy takim „upominkiem” kogoś się nie urazi. Może w mniej turystycznych miejscowościach, gdzie bieda doskwiera dużo bardziej, każda taka rzeczy przynosi uśmiech… w naszym przypadku przyniosła tylko dodatkowe kilogramy w bagażu i pytanie „co z tym zrobić?”.
Nie ma problemu z kupieniem wody czy napojów, więc będziesz miał co pić jak już mojito się znudzi.*
*nie stwierdzono takich przypadków. ;)
4. Gdzie spać?
W Havanie jest kilka pięknych hoteli, ale ich marmurowe posadzki wskazują, że raczej nie śpią tam „przeciętni śmiertelnicy”. ;) Najpopularniejszym i najtańszym sposobem zakwaterowania są tzw. casas particulares, czyli prywatne pokoje lub całe mieszkania udostępniane turystom przez Kubańczyków. Ogromną zaletą tych miejsc jest nie tylko cena, ale przede wszystkim autentyczność – możliwość rozmów z gospodarzami przy wspólnym śniadaniu i zobaczenia, co kryje się wewnątrz odrapanych kamienic (często są to niezwykle gustowne i klimatyczne wnętrza).
Większość noclegów zarezerwowaliśmy przed wyjazdem, korzystając z airbnb.pl. Dzięki temu mogliśmy wcześniej porównać ceny i sprawdzić na mapie dokładną lokalizację. Wszystko funkcjonowało bez zarzutów – zapłaciliśmy wcześniej przez Internet (dzięki czemu nie musieliśmy brać pieniędzy na noclegi), a na miejscu gospodarz czekał na nas w casie. Każda oficjalnie działająca casa wyposażona jest w klimatyzację. Gospodarz ma obowiązek rejestrowania gości, zatem nie zdziw się, jeśli poprosi Cię o paszport, by wpisać dane do wielkiej księgi. Niektóre noclegi miały w cenie śniadanie, w innych dodatkowo za nie płaciliśmy – około 3-5 CUC za osobę*. W menu najczęściej pojawiały się: jajka, tosty, owoce, kawa i świeżo wyciskany pyszny sok! Jeśli jesteś smakoszem herbaty (tak jak ja ;)), to albo znajdziesz w plecaku miejsce na kilka torebek i podróżny czajnik, albo naszykuj się na herbaciany odwyk. ;)
W casa patriculares poczujesz się jak w domu – w kubańskim domu. :)
Nasza najlepsza – i cenowo, i pod kątem warunków – casa to mieszkanie w Trinidadzie. Mieliśmy całość do własnej dyspozycji (2 pokoje: jeden 2-osobowy, drugi 3-osobowy, łazienka, duża kuchnia i patio). Było czysto i przyjemnie, płaciliśmy około 100 zł za dobę (20 zł za osobę!), a przemiły gospodarz – który lata spędził, pracując w Czechach – rozmawiał z nami w języku naszych sąsiadów.
Największy plus rezerwacji przez Internet to nietracenie czasu na szukanie noclegów na miejscu. Nie każdy jednak ma wcześniej dokładnie zaplanowaną podróż i trudno „celować” z noclegami przed wyjazdem, ale nie martwcie się – jeśli będziecie chcieli szukać zakwaterowania na miejscu, to też nie będzie z tym problemu. W typowo turystycznych miejscowościach jak Viniales więcej jest domków dla turystów niż dla Kubańczyków. Kogo byś nie zapytał o nocleg, zaprowadzi Cię albo do siebie, albo do sąsiada… turysta to „możliwość zarobku”, więc raczej nie pozostaniesz bez dachu nad głową. Dla własnego komfortu dobrze jest mieć zarezerwowany pierwszy nocleg w Havanie, bo długa podróż może zmęczyć, potem już można zdać się na spontan. ;)
5. Jak przemieszczać się po wyspie?
Transport na Kubie – wbrew pozorom – zorganizować można na wiele sposobów. Nie ma tam sieci kolejowych, a komunikacja autobusowa żyje swoim życiem, da się jednak wypożyczyć rower, samochód, a najlepiej i najekonomiczniej korzystać z taxi colectivo. Niech nie zmyli Cię nazwa „taxi”, to stare odremontowane samochody lub małe ciężarówki przerobione pod kątem tego, by zmieścić jak najwięcej pasażerów i ich bagaże. :) Tak samo jak w przypadku noclegów, tak i tutaj mocno działa „system rekomendacji” – „taksówkarzy” na długie trasy najczęściej polecali nam gospodarze w casach – oni byli zadowoleni, że dają zarobić „swoim”, my mieliśmy transport z głowy. To najpopularniejsza i najbardziej ekonomiczna opcja przemieszczania się po wyspie. W taxi colectivo nie ma „pustych przebiegów”, jeśli podróżujesz dużą grupą, masz nie tylko dobrą pozycję negocjacji ceny, ale też cały samochód na wyłączność, w innym przypadku dokooptują turystów – żeby skład był pełen, a zysk z trasy się zgadzał. :)
System mocowania bagaży – na sznurki. ;)
Podsumowując, Kuba sprzyja turystom – nie musisz mieć zarezerwowanych wcześniej wszystkich noclegów, nie musisz mieć dokładnego planu trasy w kieszeni, nie musisz pakować zapasów wody i jedzenia do walizki. Wszystko jest dostępne, a Kubańczycy chętnie wyciągają do przyjezdnych pomocną dłoń (nie tylko wtedy, kiedy zostawiasz w niej napiwki :)).
To co? Gotowi na wyprawę? Mohito, salsa i rajskie plaże czekają. :)
—
* Podczas naszego pobytu (listopad 2017 r.) kurs wynosił: 1 EUR = 1,15 CUC, dla uproszczenia wyliczeń można przyjąć, że 1 CUC to niecałe 4 złote.
Alicja