Niebotyczne wodospady, gorące kipiące lawą wulkany, fale oceanu, tak wysokie, jakby chciały pochłonąć ląd… do tego szerokie plaże, a zaraz obok… lodowce! Gdybyśmy chcieli zobaczyć wszystkie niezwykłości świata, mogłoby nam nie starczyć życia. Jest jednak na to sposób. Jest miejsce, gdzie na 103 tys. km2 mieści się ziemia w miniaturze.
To Islandia. Takiej intensywności krajobrazów jak tam, nie doświadczyłam nigdzie indziej.
Dzień pierwszy: z tysiącem wyobrażeń o tym niezwykłym kraju w głowie i z wełnianymi czapkami na głowach, ubrani w grube swetry, trzymając w ukrytych w rękawiczkach dłoniach termos z gorąca herbatą ruszamy w drogę…
Przystanek numer 1. Seljalandsfoss. Tak jak trudno jest wymówić nazwę tego wodospadu, tak trudno uwierzyć, że jest prawdziwy. Jest wyższy niż Arkady Wrocławskie i – jak w baśniowej krainie – można za nim przejść. Słup zimnej spadającej wody zdaje się wyznaczać granicę między rajem a rzeczywistością. To „tylko” jeden z tysięcy niezwykłych islandzkich wodospadów.
Przystanek numer 2. Czarna plaża w Vik. Z jednej strony fascynujące formacje skalne, z drugiej bezkres oceanu… masz wrażenie, że wylądowałeś na innej planecie, gdzie piękno gładkich i przyjemnych w dotyku bazaltowych kamieni kontrastuje ze złowrogim szumem kilkumetrowych fal uświadamiających potęgę oceanu.
Jedziemy dalej… za oknami w ciągu kilku minut zmieniają się pory roku: zza horyzontu wyłania się lodowiec. Rozdziera pasma górskie – biała szklista barwa miesza się z zielenią mchu. Chwilę później przed oczami… kolejny cudowny wodospad Skogafoss.
To widoki tylko z jednego dnia, tylko z 60 kilometrów trasy. Główna droga okalająca całą wyspę ma 1332 kilometry… i każdy z nich przynosi inne zachwyty, emocje, inne krajobrazy.
Całe życie na Islandii kręci się wokół tej drogi. Ponad połowa powierzchni kraju to… pustka – bezkresne połacie nieużytków. Kolejne jedenaście procent zajmują lodowce. Do życia pozostaje niewiele. I to niewiele wystarcza. Mimo surowego klimatu, wiatrów i piaskowych burz, w 2018 roku w rankingu najszczęśliwszych państw na świecie Islandia zajęła 4. miejsce (na marginesie – Polska była 42.). Może powodem jest to, że na Islandii na kilometr kwadratowy przypadają tylko… 3 osoby. Dla porównania, szacuje się, że w Chinach to 130 tys. ludzi.
Ale te liczby zmieniają się. Z roku na rok bezkresna pustkę Islandii coraz bardziej wypełniają… turyści.
W 2010 roku było ich niecałe pół miliona, w 2017 już prawie 2 i pół mln. A że rodowitych mieszkańców jest tam mniej niż mieszkańców Lublina, nagle na jednego Islandczyka przypada prawie siedmiu turystów.
I każdy z nich pozostawia ślady. Nie tylko w postaci zdjęć na Instagramie. Te ślady to też śmieci, zniszczenia, wydeptane połacie trawy czy mchu, który zniszczyć można w sekundę, ale na regeneracje potrzebuje nawet 300 lat.
Przystanek numer 1. Rajski wodospad kontrastuje z wybetonowanym parkingiem. Na parkingu – oczywiście budki z pamiątkami. Możesz kupić sweter z owczej wełny, który tak pięknie prezentowałby się na zdjęciu. Tylko jak zrobisz zoom, to zobaczysz, że na metce jest „made in china”. Są turyści, powstał i przemysł turystyczny, rodowici mieszkańcy wspominają z sentymentem dawne knajpki, gdzie mogli w spokoju napić się piwa, a które dziś zostały zastąpione sklepikami z pamiątkami.
Przystanek numer 2. Plażę zasłaniają tabliczki z ostrzeżeniami, by nie podchodzić do brzegu. Kilkumetrowe fale budzą respekt… ale nie w każdym. Zdarzało się, że turysta podszedł za blisko oceanu i już nie wrócił… ktoś inny zginął w szczelinie lodowca, bo nie pomyślał, że na lodzie można się poślizgnąć… dlatego wraz z tym jak kraj wzbogaca się na turystach, nieskalaną jeszcze do niedawna przyrodę musiały wzbogacić znaki z zakazami i przestrogami. Gejzery zostały odgrodzone, bo przyjezdni nie wierzyli, że woda ma sto stopni i musieli to sprawdzić na własną – poparzoną później – rękę.
Dzika i nieujarzmiona natura zostaje poprzecinana barierkami, siatkami i płotami. Kiedyś otwarte przez całą dobę kościoły zostały zamknięte, bo ktoś wpadł na pomysł, że w tym drogim kraju rozłożenie śpiwora pomiędzy kościelnymi ławkami jest doskonałą opcją darmowego noclegu. Ktoś inny wypalił hektary baśniowego mchu, bo zrobił obozowisko w niedozwolonym miejscu. Dlatego nie było wyjścia – w kraju kojarzonym z wolnością pojawiły się nagle zakazy. Zakazy, które mają bronić piękną naturę przed zniszczeniem. Bo nagle raj staje się… zagrożony. Islandia myśli o wprowadzeniu limitów w przepływie turystów. Nie jest w tym osamotniona – podobny problem dotyczy wielu miejsc na świecie:
W tym roku jedna z najpiękniejszych plaż Tajlandii Maya Bay została zamknięta, bo okazało się, że chemikalia z olejków do opalania degradowały rafę koralową. Podobnie na Filipinach: „z rajskiej plaży zrobiło się szambo” – to słowa prezydenta Filipin, którymi umotywował zamknięcie na pół roku dla turystów wyspy Boracay. W jednym z regionów Indii wprowadzono… zakaz robienia sobie selfie, po tym jak zbadano, że wzrasta liczba wypadków śmiertelnych z udziałem turystów, którzy akurat próbowali robić sobie zdjęcie. Ograniczenia w ilości przyjezdnych wprowadziła Wenecja, w jej ślady poszło też Santorini – od początku 2019 roku do brzegów wyspy będzie mogło przypływać maksymalnie 8 tys. osób dziennie.
Świat, który nagle stanął przed nami otworem, zaczyna się zamykać, bo… nie potrafimy z niego korzystać. Dlatego wśród tych wszystkich tabliczek, zakazów i oznaczeń powinno pojawić się jeszcze jedno: NAKAZ MYŚLENIA. Bo to, jak wygląda nasz świat, zależy przede wszystkim od nas.
Dlatego jadąc gdziekolwiek, bądźmy jak goście, którzy zostali zaproszeni na wyjątkowa ucztę – ucztę smaków, doświadczeń, widoków, przeżyć… jeśli gospodarz obdarza nas takimi skarbami, to odwdzięczmy mu się szacunkiem. Bo menu świata jest bogate i piękne, ale może skurczyć się, zanim zdążymy posmakować najwspanialszych kąsków i zamiast pięknych krajobrazów zostaną nam do podziwiania tylko tabliczki z napisem: ZAMKNIĘTE.
Alicja